Święta były normalne, udało mi się przetrwać jednodniową grypę żołądkową, czy coś w tym stylu, ale teraz czuję się strasznie sama. W domu jest tak jakoś pusto i nie mam tutaj nikogo. To znaczy mam, ale nie opuszcza mnie wrażenie, że miałam więcej, że było lepiej i jakoś tak ogólnie wszystko się rozłożyło na części, których nie umiem poskładać, bo każda wysłała się priorytetem w inne miejsce na świecie. Czas zacząć doceniać ludzi, którzy jeszcze są, bo ostatnio jakoś jakby za dużo ich odchodzi, a życie w swojej wyobraźni zawsze kończy się tym, że nawet ona ma nas dosyć, daje nam mocnego kopa na drogę i woła za nami głośno: "Au revoir"! Założę się, że lepiej teraz mają Ci, którzy jeszcze jakiś czas temu zazdrościli mi pogody ducha, a sami byli smutni. Od tak dawna staram się zapamiętać, że w końcu ostatni będą pierwszymi. Tęsknię za wszystkim i bardzo bym chciała, by niektóre osoby były ode mnie uzależnione tak samo, jak ja od nich. W ogóle tak z egoistycznego punktu widzenia, to fajnie jest jak ktoś jest od ciebie uzależniony. Bardzo fajnie. Kurczę, kurczę, kurczę. Idę do naprawy.